Był środek
dnia, gdy wyruszyła w drogę. Wiedziała, którędy iść – po śladach. Widziała je
wyraźnie. Mocne, wyżłobione w drodze. Szła z radością, ciesząc się z coraz
bliższego spotkania. Zaczęła nawet biec. Chciała już, natychmiast, osiągnąć
cel.
I wtedy
droga mocno skręciła w prawo i tuż za wielkim dębem zobaczyła łąkę, przepiękną,
ogromną łąkę z tysiącem kwiatów. Teraz ścieżka biegła wzdłuż łąki. Dziewczyna szła jakiś
czas jej brzegiem, muskając dłonią źdźbła trawy i kwiaty. Szła coraz wolniej, i
wolniej, i wolniej… W końcu zeszła z drogi i zanurzyła się w zielone pole.
Tańczyła, śpiewając z radości. Rzeczywiście było pięknie. Zmęczona usiadła
w trawie. Z kwiatów, które rosły wkoło uplotła wianek na głowę. Zaciekawiona
przyglądała się drobnym stworzonkom, drepczącym wśród traw. Słuchała świerszczy…
A czas
płynął. Niebo czerwieniało, cień się wydłużał. Powiał wiatr. Jeden, drugi
podmuch, coraz silniejszy. Tak, jakby chciał popchnąć ją dalej. Jakby wołał: „Idź,
cel wciąż jest przed tobą! To tylko łąka, piękna, dobra łąka, ale najważniejsze
spotkanie wciąż jest przed tobą.”
Św. Grzegorz
Wielki napisał: „Co to za wędrowiec, który na widok kwiecistej łąki zapomina o
tym, dokąd idzie?”
Kasia
Ps. To
zdanie Grzegorza Wielkiego przeczytałam w książce bp. Grzegorza Rysia „Wiara z
lewej, prawej i Bożej strony.”