Usłyszałam
dzisiaj zdanie o zgodzie na ubóstwo, ale w nieznanej mi do tej pory
interpretacji.
Aby godzić
się na to, że nie wszystko da się zobaczyć, nie wszędzie być, nie ze wszystkimi
porozmawiać, nie wszystko przemyśleć, nie wszystko obgadać… Wypowiedź ta
motywowała do przeżywania w pełni tego, co już jest. Do angażowania się w to,
co jest mi dane i co przecież również przynosi wiele nowości.
Odebrałam to
jako zachętę do bardziej bycia żoną, mamą, córką, siostrą, przyjacielem… A co
wcale nie jest dla mnie łatwe. Właśnie przez to, że jest codziennością, jest
trudne.
Na szczęście
(i Bogu za to dziękuję) nie muszę gonić. W zasadzie nikt w naszym domu nie
goni. Dzieci nie chodzą na zajęcia pozalekcyjne, bo nie lubią. Mąż ma jedną
pracę. Ja pracuję w domu. Nie musimy się spieszyć i jest to wielkim
błogosławieństwem. …Nie chodzi w tym wszystkim oczywiście o rozsiadanie się w
fotelu i kontemplację dnia. Św. Paweł pisze o biegu, w którym bierze udział.
Ale na pewno wyczuwacie różnicę między biegiem pawłowym, a gonitwą dnia.
Przypomniały
mi się jeszcze słowa: Dosyć ma dzień
swojej biedy :) Skupiające na tym konkretnym dniu. Jeden z ojców
pracujących w naszej parafii często powtarza: Dzisiaj(!) jest Twoje zbawienie.
Dzisiaj już
się kończy. Często na koniec dnia mam wyrzuty, że za mało zrobiłam, za mało „byłam”.
…Dzisiaj mija, ale może jutro… jak Bóg da się obudzić.
Kasia