piątek, 30 maja 2014

Kryzys i dialog, w małżeństwie




Zaczęło się od dyskusji, w której padło stwierdzenie, że małżonkowie, którzy mówią: U nas nie ma kryzysów, albo kłamią, albo są na siebie obojętni, żyją w dwóch różnych światach, nie mając wobec siebie żadnych oczekiwań. Rozumiem, że ta druga sytuacja to jest dopiero kryzys!

Dobrze przeżyty kryzys, według dyskutantów, ma rozwijać małżeństwo. Jest jednym z elementów związku.
Myśląc o swoim własnym małżeństwie, próbowałam dowiedzieć się w takim razie, co to znaczy „kryzys w małżeństwie”. Czy musi trwać długo? Jakie są jego cechy? Tym razem definicji nie udało mi się uzyskać, ale… przypomniałam sobie zupełnie inną rozmowę – na temat dialogu małżeńskiego. My w takim oazowym sensie nie praktykujemy, ale są tacy, którym bardzo pomaga.

W czasie tej rozmowy doszłyśmy z koleżanką do wniosku, że kryzys w małżeństwie jest chwilowym popsuciem się czegoś pomiędzy, przy czym chwilowość może osiągać różną długość. Dla koleżanki popsucie kończy się dialogiem małżeńskim. Dla mnie kryzys w małżeństwie to zerwanie nici porozumienia, wyrażające się w niechęci do dialogu i również kończy się podjęciem rozmowy.

Zerknęłam jeszcze do Słownika języka polskiego:
Kryzys:
1. sytuacja, w której jakiś konflikt staje się tak poważny, że grozi wybuchem wojny, zmianą rządu lub innym radykalnym rozwiązaniem
2. załamanie się procesu wzrostu gospodarczego i regres w rozwoju ekonomicznym państwa
3. stan zniechęcenia i utraty motywacji do życia i pracy
4. zachwianie jakiegoś systemu wartości lub pozycji czegoś
5. najcięższy, przełomowy moment w przebiegu choroby.

Myślę, że można odnieść te punkty również do kryzysu w małżeństwie:
1. trzaskanie drzwiami, filmowe tłuczenie talerzy po wyjście z domu, a nawet porzucenie rodziny
2. Punkt 3. powinien być przed 2., ponieważ niechęć do życia i pracy może spowodować załamanie ekonomiczne rodziny.
3. O! To znam szczególnie – utrata motywacji do czegokolwiek, a szczególnie do rozmowy.
4. A tak! Zostaje zachwiana jedność.
5. I tylko do tego punktu nie potrafię się odnieść, bo jednak małżeństwa chorobą bym nie nazwała.

Tylko nie wiem, już na koniec, czy życzyć Wam i sobie kryzysów w małżeństwie, czy raczej nie? …Ale mam cytat :) Daliśmy go z mężem jako radę na całe życie nowo poślubionym.
Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! (Ef 4,26)

Kasia

wtorek, 27 maja 2014

Kawałek Nieba




Ponownie życie splotło się z rozważanym Słowem, tym razem z Apokalipsy.

Kiedy wieczorami czytałam końcówkę Księgi Apokalipsy, przyszedł dzień ślubu mojej koleżanki. Piękna była – jak to oblubienica, która wystroiła się dla swojego męża (Ap 21,2). Ubrano ją w lśniący, czysty bisior, a tym bisiorem są sprawiedliwe czyny świętych (Ap 19,8)  - mówi Słowo o Kościele, gotowym na zaślubiny z Bogiem; na samym końcu, gdy dochodzi do pełni szczęścia.

Błogosławieni, którzy zostali wezwany na ucztę Baranka – usłyszałam w czasie mszy. Szczęśliwi ci, którzy są zaproszeni na ucztę weselną Baranka (Ap 19,9) – przeczytałam w Piśmie Świętym.

Każda Eucharystia jest kawałkiem Nieba, ucztą weselną, na której dochodzi do pełnego zjednoczenia Boga z człowiekiem (do Komunii). A tym razem dodatkowo celebrowany był sakrament małżeństwa. …Chciałabym potrafić przekazać Wam wszystkie emocje, myśli, które towarzyszyły mi w czasie :) 

…Czasami myśli na mszy odlatują mi w różne rejony. Muszę zrobić wysiłek, aby powrócić. Czasami msza dłuży się, jest trudna. Ale nie rezygnuję. Idę. Dyscyplinuję myśli. …Bo w jakim innym doświadczeniu mogłabym pełniej doświadczyć kawałka Nieba? A ono jest m.in. jak uczta weselna. …Te stoły uginające się pod talerzami pełnymi przysmaków, wina wszelakie, desery, owoce. Muzyka, śpiew, taniec. Radość. Miłość. Bogactwo!

Kasia

czwartek, 22 maja 2014

Przyjaciółka





Czasami w przyjaźni chodzi o to, aby brać.

Rozmawiałam przez telefon z przyjaciółką. Smutna była. Nic jej się nie chciało robić. Ona mówiła, ja głównie słuchałam.
Rozmowa z tego smutku zeszła na zdrowe żywienie, którego zbytnią entuzjastką nie jestem, ale za to przyjaciółka jest.
- To napisz mi w mailu przepis na masło sezamowe – poprosiłam na koniec. – Bardzo nam smakowało ostatnio.
- Mogę je zrobić i wysłać – zaproponowała.

Pomysł wydał mi się absurdalny. Żeby przez pół Polski przesyłać sobie masło sezamowe! Ale nie namyślając się długo, odpaliłam:

- Dobra!

Przyjaciółka ożywiła się wyraźnie.

A za kilka dni otrzymałam paczkę z masłem sezamowym, masłem orzechowym i kartonikiem ciasteczek. I nie to, że w jakichś tam plastikach. W porządnych, ślicznie przyozdobionych słoiczkach.

Widzę twarz mojej przyjaciółki, gdy przyrządza te smakołyki i dopieszcza słoiczki. Na pewno była radosna :)

Kasia

Ps. Notka w nawiązaniu do Mader, która pisała o ogrodowych przyjaciółkach :)

wtorek, 20 maja 2014

Jak olej




Dwa dni mieliśmy gości. Majówka z zaprzyjaźnioną wspólnotą z innego miasta (z jedną z trzech, z którymi spędzamy wakacyjne rekolekcje). Eucharystia, grill, ognisko, ciasto, chwila adoracji Najświętszego Sakramentu, nieszpory. A że akurat przypadła w tym czasie „Noc muzeów”, to i nocne spotkanie z historią :) …Następnego dnia Eucharystia, spacer, lody, obiad w domu. Nic wielkiego. Zwyczajność.
Ludzie jadą do siebie kilkaset kilometrów, żeby pobyć ze sobą dwa dni, bez specjalnej okazji. Nacieszyć się sobą. Pomodlić się razem. Wspólnie wychwalać Boga. I mają z tego naprawdę mnóstwo radości.


W neokatechumenacie śpiewają (tak kiedyś słyszałam) pieśń opartą na psalmie 133: O jak pięknie, ile radości, kiedy bracia żyją razem! Jest to jak olej, który z głowy spływa aż na brodę Aarona. Jest to jak olej, który z głowy spływa aż na skraj jego płaszcza.
Papież Franciszek tak mówił w zeszłym roku podczas Mszy św. Krzyżma o oleju spływającym z głowy kapłana Aarona: Cenny olejek namaszczający głowę Aarona nie tylko skrapia jego osobę, ale rozlewa się i dociera do „peryferii”. Pan powie to jasno: jego namaszczenie jest dla ubogich, więźniów, chorych, dla tych którzy są samotni i smutni. Namaszczenie nie jest po to, aby  skrapiać nas samych, a tym mniej, abyśmy je zamykali we flakoniku, ponieważ olej mógłby zjełczeć… a serca zgorzknieć.
Papież mówił do prezbiterów, ale… i tu przypomina mi się ostatnia niedziela i to, co powiedział św. Piotr do chrześcijan: jesteście królewskim kapłaństwem. Przez chrzest to się zadziało.


Niech więc to doświadczenie wspólnoty jak olejek rozlewa się na innych i dociera przede wszystkim do tych, którzy czują się samotni. …Nie wiem, jak ma się rozlewać, ale nie chciałabym, aby ta radość przepadła.


Kasia

fot. ©bialekamyki.blogspot.com

piątek, 16 maja 2014

Trzy bramy




Miało być o czymś innym, ale przeczytałam o tym, co powiedział dzisiaj papież Franciszek. Zbiegło się to z wątpliwościami, które mnie męczyły ostatnio.

Papież mówił o otwieraniu trzech bram poznania Jezusa:

- modlitwa do Jezusa

- przyjmowanie Jezusa w sakramentach

- naśladowanie Jezusa. Branie Ewangelii: co On uczynił, jakie było Jego życie, co nam powiedział, czego nas nauczył i spróbujmy Go naśladować – powiedział papież.


Usłyszałam ostatnio, że rozważanie Słowa Bożego nie jest jedyną drogą poznania Boga i  formacji chrześcijańskiej. Zgadzam się z tym - z tym, że nie jest jedyną drogą. Ale… z tyłu tego stwierdzenia była myśl o odpuszczeniu sobie codziennego rozważania Słowa. …Przez moment zastanawiałam się: a może przesadzam z zaangażowaniem się w czytanie Biblii, słuchanie (bo rzeczywiście i osobista modlitwa, i czytanie dzieciom, msza, pomoc w kręgu biblijnym… ). Zdroworozsądkowo patrząc – może przesadzam?


Tylko, drążyłam dalej, przecież nie pomijam przy tym innych punktów. Co więcej, to codzienne czytanie Pisma Świętego stało się moją modlitwą, słuchaniem Boga, rozmawianiem z Nim. I doprowadziło to częstej Eucharystii. …Stopień zaangażowania w miłość jest wciąż niewystarczający. To wiem. Ale przecież wciąż mam szansę być lepszą.


Czasami spotykam się z lękiem niektórych osób, żeby nie być jak uczony w Piśmie. Ale nie chodzi o to, myślę, aby odstawić Biblię albo dawkować ją sobie tylko raz w tygodniu na mszy niedzielnej (żeby nie przesadzić). A chodzi raczej o to (tak mi się wydaje), aby uczynić czytanie Biblii spotkaniem z Bogiem. Nie swoją mocą. Mocą Ducha Świętego to spotkanie się odbywa. …A praktycznie? Zacząć rozważanie od modlitwy i trwać w niej, z pokorą. Odsuwać rozproszenia. Prosić o rozeznanie. …Tutaj każdy jakiś tam sposób znajdzie, jeśli zechce wejść na tę drogę. Mogę tylko wciąż i wciąż przekonywać, że warto :)


Kasia