Wracaliśmy z
urlopu. Siedziałam zamknięta w samochodzie, który pędził autostradą. Była noc,
ale nie mogłam spać. Te światła innych pojazdów tak blisko, niepewność,
momentami strach…
Uchwyciłam się
myśli o byciu w drodze, zdążaniu w tym ziemskim czasie do celu ostatecznego.
Mój mały świat – mąż za kierownicą, dzieci i ja. W środku dzieją się jakieś
rzeczy. Ktoś słucha muzyki, ktoś inny audiobuka. Ktoś je, inny śpi. Każdy z nas
jest zajęty swoimi sprawami, a od czasu do czasu jemy razem, rozmawiamy…
Jedziemy
kilkanaście godzin, więc ten świat wewnątrz samochodu mamy urządzony,
dostosowany dla nas. Jest to jednak świat przejściowy. U celu czeka prawdziwy
dom.
Mam
świadomość istniejącego zagrożenia. Powierzam nas Bogu, ale wciąż mam
świadomość zagrożenia, o krok, o dwa, migające czerwone światła.
Jestem w
drodze, tu na ziemi i nie opuszcza mnie poczucie, że coś złego może się
wydarzyć. Jestem urządzona, ale wiem, że to nie jest ten prawdziwy dom, dom, do
którego zło już nie ma dostępu.
Kasia
Ps.1 Dwa
miesiące nie pisałam, ale już jestem :)
Ps.2 Zdjęcie w zasadzie do tekstu nie pasuje, ale tak właśnie chciałabym moją drogę przeżywać - wysiłek bez strachu.
Tak się cieszę, że wrócilaś :) Tak, tak dobrze byłoby przebywać tę drogę nawet z dużym wysiłkiem, ale bez strachu. On i mi towarzyszy i bardzo mi przeszkadza.
OdpowiedzUsuń:) Mam nadzieję, że będę dalej pisała.
OdpowiedzUsuńDobrze , że jesteś :) Też bardzo się boje w drodze , w tym roku mieliśmy i pomoc i ocalenie...Jednak boje się bardziej myśląc, ze może się zawsze coś stać nieoczekiwanego i niezależnego od nas ...a jeśli tak to stanie się tak jak być musiało , bez względu na to czy mam na to zgodę wewnętrzną, czy nie. To trochę załatwia sprawę -myślę wtedy czy jestem na tę drogę zaopatrzona ja i moi bliscy. No a nie zawsze jesteśmy...:/
Usuń