Czytam
książkę kard. Luis’a Tagle „Ludzie Wielkiej Nocy”. Przemyśleń w związku z jej
treścią mam więcej, ale dzisiaj trzy zdania:
Dla nas, chrześcijan, życie
chrześcijańskie, które jest życiem wiary w Zmartwychwstanie, opiera się na
pamiętaniu. Nie chodzi przy tym jedynie o przypominanie sobie jakiejś idei, czy
pojęcia. Chodzi raczej o podtrzymywanie w nas żywej, miłującej Obecności.
Uświadamiałam
sobie konieczność „pamiętania o wielkich dziełach Bożych”. Szczególnie mocno ta
świadomość dochodziła do głosu w czasie Triduum Paschalnego. Ale taka pamięć to
za mało.
Ta
książeczka naprowadziła mnie na proste skojarzenie. Pół dnia pracuję w domu.
Nie myślę cały czas o mojej rodzinie, ale… rano modlę się za nich. Myślę, gdy
mają klasówki. Myślę o tym, kiedy kończą lekcje. Zastanawiam się, czy już jest
czas, że powinni być w domu. Dlaczego ich jeszcze nie ma. Myślę, żeby zacząć
gotować obiad. Cały czas wiem, że są. Pamiętam o nich. To się dzieje
bezwiednie. Nie muszę sobie przypominać, żeby pamiętać. …Pamiętać o Bogu, to
znaczy nie tylko pamiętać o wydarzeniach, których dokonał, ale pamiętać o Jego
obecności. Dlaczego w przypadku Boga bywa to trudniejsze? …Bo miłość zbyt mała?
Ps. Zdjęcie w opozycji do treści. Bardziej ku przestrodze, do czego prowadzi brak pamięci ;-) ...Na zdjęciu zapomniany hotel, gdzieś w Grecji.
Tak, rodziną się żyje. Tak też i z Bogiem powinno być- powinno się nim oddychać :)
OdpowiedzUsuń